JAK SCHUDNAĆ 7KG W 10 DNI?

Stoisz? To usiądź, bo zaraz i tak będzie trzeba to zrobić 🤩 Prawie tak skończyło się to w moim przypadku, gdy sprawdzałem wczoraj rutynowo skrzynkę mailową, gdy znalazłem nagle taki hicior:

SCHUDNIJ 7KG W 10 DNI” (zobacz obrazek na końcu tekstu)

Zazwyczaj usuwam tego typu śmieci od ręki, bez nawet chwili zastanowienia. Jednak dostałem tego typu ściemę już nie po raz pierwszy, co skłoniło mnie do refleksji, że skoro to jest przez kogoś nadawane, to muszą być ludzie, którzy dają się na takie rzeczy nabrać i stwierdziłem, że warto byłoby napisać parę słów na ten temat.

Po pierwsze – DISCLAIMER: Ten tekst nie jest ani reklamą, ani anty-reklamą żadnego konkretnego produktu, a jedynie zachęca do refleksji nad łatwowiernością z jaką „kupujemy” pewne schematy, nie tylko w temacie odchudzania. Postaram się również sprostować informacje na tematy takie jak: „Spełnianie marzeń”, „płaski brzuch”, czy „odchudzanie”.

Tak więc, jeśli zastanawiasz się dlaczego akurat o tym do Ciebie piszę, to powiem krótko. Mam nadzieję, że (już?) takich rzeczy nie łykasz. Jeżeli trenujesz, bądź trenowałeś z nami przez jakiś czas, to wiesz, że powinniśmy odróżnić odchudzanie od utraty tkanki tłuszczowej. To z pewnością ułatwi nam nieco dalsze rozważania.

Zakładam jednak, że być może nie do końca każdy rozróżnia te dwie sprawy, ponieważ cały czas jednak trafiają do nas ludzie, dla których priorytetem jest początkowo jedynie utrata masy ciała. Wydawałoby się, że to przecież nic złego. Jednak sam fakt, że dana osoba waży dziś np. 60kg, a w swoim wyobrażeniu powinna ważyć np. 55kg stwarza już sytuację, która nie należy do najwłaściwszych z punktu widzenia treningu, odżywiania, anatomii itd. Skąd w ogóle pomysł, że ma to być 5, czy 10kg? Ano z kolorowych gazet, od kolegii i „bo to fajna liczba”.

Dlaczego wolałbym, abyś nie myślał w ten sposób? Patrząc na ten jeden i to dość prosty parametr oceny naszego stanu zdrowia, jakim jest masa ciała, odbieramy sobie naprawdę wiele innych możliwości pracy nad sobą i oceny tegoż stanu zdrowia. Każdy po chwili zastanowienia wie, że mięśnie ważą przecież więcej niż tkanka tłuszczowa, a sam fakt bycia szczupłym nie gwarantuje ani zdrowia, ani sprawności. Wręcz przeciwnie, wielokrotnie osoba uważająca się za szczupłą może być wręcz przykładem otyłości tzw. „skinny fat”, czyli typu sylwetki osoby „wychudzonej” z zewnątrz (pozorny objaw „zdrowia”), a jednocześnie posiadającej wysoki poziom tkanki tłuszczowej wisceralnej, czyli okalającej organy wewnętrzne i jednocześnie będącej zdecydowanie większym zagrożeniem dla naszego stanu zdrowia. Dodatkowo sprawność takich osób często jest na niezbyt wysokim poziomie. Oprócz tego niestety wielokrotnie słychać jeszcze ze strony takich osób, że przecież one mogą jeść co im się żywnie podoba, a i tak są szczupłe.. No cóż za niefart, bo nie trzeba być wcale otyłym „z zewnątrz”, aby ryzykować dorobienia się tzw. choroby cywilizacyjnej, np. cukrzycy, czy miażdżycy. Temat nie jest prosty, wróćmy zatem do naszego „odchudzania w 10 dni”.

Zapewne wiesz, że istnieje coś takiego jak realistyczne cele SMART. Jeżeli nie, to chodzi o to, aby każdy nasz cel miał z zasady być możliwy do zmierzenia, a więc to kryterium to w przypadku naszej „reklamy” zostanie spełnione (7kg), osiągalny – również – da się to zrobić o dziwo nie zawsze takimi metodami jakie sugerują nasi specjaliści z „kolorowych czasopism”. Cel powinien być również realistyczny – tutaj zaczynają się kłopoty, bo nasze ciało nie lubi tak nagłych „rewolucji” w swoim systemie i może się to dla nas skończyć rychłym powrotem do poprzedniego stanu dużo szybciej, niż nam się początkowo mogłoby to wydawać. Ostatnim kryterium jest fakt, iż cel powinien być „osadzony” w czasie (10 dni). A więc co w takim razie jest nie tak?

Problemem nie jest sama realizacja tego „marzenia wielu”, tylko utrzymanie tego, co uda nam się zrealizować naszym trudem i staraniami. Z zasady jeżeli zrobimy coś bez poniesienia większego wysiłku, sprawi to że podświadomie najczęściej nie będziemy w stanie docenić swoich starań. To z góry często sprawia, że szybko zapominamy o tym co udało się osiągnąć i wracamy do stanu sprzed zmiany. Taki efekt jest najczęściej spotykanym wśród popularnych „crash diets”, czyli diet nastawionych na rygorystyczną eliminację jednej lub wielu grup żywieniowych lub przejście na żywienia się bardzo ograniczonym zestawem – przykładowo dieta „kapuściana”, czy „jabłkowa”, do tego z bardzo krótkim okresem adaptacji. Gdybym zaproponował Ci zamieszkać w igloo i w dodatku w krótkim rękawku i spodenkach, prawdopodobnie pierwsze 24 godziny pomimo swoich trudów, byłyby jeszcze do zrealizowania, ale na dłuższą metę szybko poddałbyś się i z chęcią przyjął bilet na samolot w zasadniczo każdym kierunku, gdzie temperatura byłaby nieco wyższa.

Podobnie zareaguje Twój organizm gdy zaczniesz na nim tego typu eksperymenty z utratą masy ciała, dodatkowo odbierając mu większość składników żywieniowych, jeżeli zdecydujesz się na ekstremalną odmianę diet, które wspomniałem. Już samo słowo „schudnij” z reklamy jest na tyle wieloznaczne, że raczej możesz zapomnieć o utracie tego, czego chcesz się pozbyć, tzn. tkanki tłuszczowej. A zatem wprawiając się w tę niekończącą huśtawkę hormonalną i ograniczając sztucznie dopływ energii przez te 10 dni lub popijając „magiczne” herbatki, czy łykając najprzeróżniejsze pigułki „cud” nie spodziewaj się zbyt wiele. No w sumie to schudnie na pewno Twój portfel, bo efektów raczej bym nie oczekiwał poza tym.

To, co reklamodawca chce Ci sprzedać, to złudzenie. Masz uwierzyć w skuteczność jego „preparatu” i zdecydować się na jego zakup. Najlepiej natychmiast! Ja natomiast sugeruję, że zamiast „marzeń” – czyli obietnic z kolorowych reklam i czasopism, lepiej skupić się nad tym, żeby wyrobić w sobie zdrowe nawyki. Naprawdę na niewiele zda się nawet najmniej drastyczna kuracja typu „10 dni do szczęścia”, jeżeli tuż po niej wrócisz do jedzenia przetworzonych pseudo-produktów, które trudno nawet nazwać żywnością. Nie osiągniesz niczego, jeżeli codziennie wieczorem „do meczu” pojawiają się chipsy i browarek.. no tak, ale przecież to tylko 1 piwko! Może inaczej, to z pewnością 5-7 w tygodniu, około 25-30 w miesiącu i 300-360 butelek w ciągu roku.. nawet jeżeli już zapisałeś się na Crossa i przez pierwsze 6-18 miesięcy zrobiłeś naprawdę wiele, to czy nie lepiej byłoby zauważyć PODWÓJNY EFEKT tego wysiłku, w porównaniu do tego co osiągasz w tej chwili?

Zastanów się, czy lepiej kupić „kota w worku” (no bo co tak naprawdę chcą nam sprzedawać reklamy diet cud, czy magicznych kapsułek?), czy może poznać prawdę i zająć się sobą, wiedząc, że może nie będzie łatwo, zdając sobie sprawę, że dbanie o siebie to nie kwestia kilku kilogramów wskazywanych przez złośliwą wagę, która nie ma pojęcia o Twoim obecnym stanie zdrowia. Dbanie o siebie to przemyślany styl życia, który bierze pod uwagę zarówno trening, odżywianie, regenerację, poziom stresu i wypoczynku oraz wiele innych czynników, o które należy zadbać na przestrzeni wielu lat, a nie w ciągu 10 dni.

Czy wg Ciebie ten magiczny produkt jest wart swojej ceny, skoro sprzedawca oddaje go za cenę -70% niższą? Czy może chodzi tylko o dostęp do Twojego portfela. Jasne, ta reklama to dość „słaby” sposób, ale zarówno w TV jak i w necie znajdziesz mnóstwo innych „mitów”, którymi mamią Cię sprzedawcy. Nie daj się, nie wierz w tego typu bajki. Jak to mówią: „bez pracy nie ma kołaczy” i to porzekadło ma tutaj bardzo trafne zastosowanie. 

Jeżeli naprawdę chcesz zmienić swoją sylwetkę, a przede wszystkim zadbać o swoje zdrowie, zapraszam do Box74! Zastanów się nad tym i zadzwoń do mnie, zobaczysz, że warto! Pierwsza konsultacja i wprowadzenie do treningu zrobię z Tobą bezpłatnie.

Łukasz

DOŁĄCZ DO WYZWANIA BOX74

Box74 nie ma jakiegokolwiek związku z powyższą reklamą a jej treść została zredagowana przez podmiot niezależny.

Podobne wpisy