W poprzedniej części przybliżyłem jak doszło do tego, że zdecydowałem się otworzyć własny box.. jeśli nie było ku temu okazji, a chcesz poczytać o tym, odwiedź stronę: http://box74.pl/blog-dlaczego-zaczalem-i-nadal-uprawiam-crossa-cz-2

Zaczynał się rok 2014, tymczasem w mojej „podróży zwanej życiem” powoli docierała do mnie myśl, jednak było to tak odległe i nierealne na tym etapie, że sam się tego bałem. Wiedziałem jednak, że nie ma innej możliwości. W głębi czułem, że to właściwy ruch i pomimo tego, że miałem świetne możliwości rozwoju w firmie, to podjąłem tę decyzję. To była moja jedyna szansa na to, żeby wrócić do Polski. Nigdy nie chciałem wracać do kraju nie mając pomysłu jak to zrobić polegając na innych. Jednak teraz miałem pomysł. CrossFit był dla mnie pomysłem na siebie oraz na biznes. Na nowe życie, w moim kraju.

Każdego dnia gdy tylko mogłem jechałem po pracy na trening, po to aby mieć siłę i nadal uczyć się tego, co później chciałem przekazywać swoim podopiecznym. W międzyczasie studiowałem podręczniki wiedzy i uczęszczałem na kolejne seminaria oraz kursy. Czułem się jak nowonarodzony, bo wewnątrz miałem ogromną siłę, którą wiedziałem dokładnie jak spożytkować.

Trening był dla mnie najważniejszą częścią dnia. W pracy niestety obijałem się, jednak wyrozumiałość moich przełożonych była dla mnie nieco podejrzana… jednak nie miałem czasu zajmować się tym, dlaczego nikt nie interesuje się tym, że praktycznie nic nie robię w pracy, tylko układam swój biznes plan. Mogłem równie dobrze układać wtedy pasjansa, jednak dla mnie ważna była każda minuta.

Jakoś tak wyszło, że w maju miałem 2 ważne szkolenia – CrossFit Gymnastics w Padvie z Dave’m Durante oraz CrossFit Weightlifting z Beau Burgener’em. Jeszcze przed ich terminem planując wyjazdy wiedziałem, że nie ma co tracić czasu i kupiłem ten bilet do Polski. Treningi szły mi w tym okresie nieco gorzej, bo miałem sporo na głowie – w końcu przeprowadzka do Polski po 12 latach na emigracji, z całym dobytkiem to sporo formalności, które trzeba było pozałatwiać, aby później mieć spokój.

W końcu 4 czerwca 2014 wylądowałem w kraju. Pierwsze dni to był szok. Nie miałem za bardzo gdzie trenować, to aż tak mi nie dokuczało, ale nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wkrótce zaczęły się poszukiwania miejsca, w którym miał bym otworzyć to, co dziś znacie pod nazwą Box74. Nie było łatwo. Przejechałem całe miasto w poszukiwaniu. Byłem praktycznie w każdym zakątku miasta, jako że nie znałem tutaj praktycznie nikogo musiałem zdać się na siebie. W ciągu tego miesiąca odwiedzałem też regularnie CrossFit Wrocław, głównie z dwóch powodów. Pierwszym była chęć zrobienia treningu, zaczynało mi go brakować. Drugą była nawiązana z chłopakami luźna współpraca polegająca na organizacji jednego z mających być większą imprezą, wydarzeń o nazwie HEStrez throwdown, którego byłem sędzią głównym. To była fajna impreza, jednak nie wiązałem dalszej przyszłości z Wrocławiem, dlatego po jej organizacji nasze ścieżki rozeszły się.

W dalszym ciągu jednak nie miałem dla siebie miejscówki i zaczynało to być dla mnie dość stresujące. Mijały praktycznie dwa miesiące, a ja nadal nie miałem nawet cienia nadziei na odnalezienie tego właściwego miejsca.

W czasie wyjazdów do Wrocławia, podróżując przez Świdnicę transportem publicznym mijałem wielokrotnie most żelazny, za którym rzucił mi się w oczy duży garaż. Jednak budynek wyglądał z daleka jak kompletna ruina, dlatego nie rozważałem nawet odwiedzin. Dodatkowo nie wyglądało na to, że miejsce miało by być wynajmowane. Z racji tego, że zbliżał się już sierpień, stwierdziłem, że nie ma miejsca na wątpliwości i należy się tam udać.

Pełny obaw pojawiłem się na ulicy Kliczkowskiej, jednak na miejscu nie było żadnej informacji na temat lokalu. Nie chcąc od razu się poddać stwierdziłem, że jedyną metodą na uzyskanie informacji na ten temat mógł być mieszczący się tuż obok sklep całodobowy Kamila. Tak też zrobiłem – w środku ekspedientka szybko zawołała szefa i za kilka chwil byłem już w środku budynku.

Natychmiast wiedziałem. To tutaj będzie się mieścił mój BOX!

Po kilku tygodniach wstępnych negocjacji dogadaliśmy z właścicielem warunki a po kilku miesiącach innych formalności mogliśmy zacząć remont. W międzyczasie wolny od zmartwień dotyczących szukania miejscówki zacząłem rozmyślać co dalej zrobić.

Wpadłem na pomysł, że skoro na razie nie mam jeszcze dostępnego własnego lokalu, a z głodu nie umieram, to warto byłoby wyjść do ludzi i zaproponować im zajęcia bezpłatnie. Wieść o mojej inicjatywie szybko rozprzestrzeniła się za sprawą znajomych i facebook’a, a Trening Funkcjonalny Świdnica cieszył się coraz większą popularnością.

Wrzesień i październik, a nawet listopad stały pod znakiem pięknej pogody., co sprzyjało treningom. Sam też znajdywałem trochę czasu, ale samo podróżowanie po Świdnicy na rowerze i zaangażowanie w treningi z ludźmi było trochę energochłonne, zatem nie musiałem się aż tak martwić o własne ćwiczenia.

Z końcem września wpadłem na pomysł, aby założyć na facebook’u grupę dla osób chcących sprzedawać i kupować różnego rodzaju produkty CrossFittowe. Wtedy nawet nie wiedziałem jak bardzo ważną rzecz zrobiłem…

W międzyczasie na treningach zaczęła pojawiać się pewna (wówczas) farbowana blondynka, z którą później poznałem się nieco bliżej 😉 doskonale wiecie, że chodzi o Megii. Na początku uczęszczała na moje treningi, na niektórych robiła zdjęcia, a potem wszyscy wiedzą jak było 🙂

Po kilku tygodniach przez całkowity przypadek na grupie, którą sam założyłem na Facebook’u natknąłem się na ogłoszenie gościa, który akurat zamykał klub w Łodzi. W asortymencie miał praktycznie wszystko to, co miałem zamiar później kupić do swojego boxa. Bez zastanowienia napisałem do niego i szybko zacząłem negocjacje. Po chwili ustaliliśmy cenę, dobiliśmy targu i miałem z głowę martwienie się o to gdzie i za ile kupię swój sprzęt. Do dzisiaj używamy sztang, klatki i wielu innych akcesoriów, które przyjechały tirem z Łodzi. Nie zapomnę tego grilla, którego urządziliśmy już na Kliczkowskiej z ludźmi, którzy wówczas z nami trenowali. Do tego była cała historia związana z odbiorem sprzętu w Łodzi, ale to temat na osobną historię – jak chcesz zapytaj mnie o to osobiście, nie sądzę, żebym chciał to opisywać na blogu!

Po „chwili” (czyt. w grudniu 2014) zaczął się remont. Grudzień minął, posadzka odczekała swoje i w styczniu 2015 weszliśmy z remontem – szatnie, łązienki itd. Trochę to trwało, bo większość rzeczy robiliśmy sami albo z pomocą znajomego stolarza oraz drugiego majstra, który zbytnio się do roboty nie palił, ale po wypłatę był zawsze pierwszy. W kwietniu mieliśmy praktycznie wszystko gotowe. W międzyczasie zajęcia na okres zimowy przeniosły się do Renesansu, który świetnie pełnił wówczas swoją rolę – grupy były małe, a ludzi trzeba było najpierw nauczyć dobrze podstaw.

Co było potem? To już niebawem!
Łukasz

trening personalny świdnica megii łukasz box74

Podobne wpisy