To pytanie przeszło mi przez myśl w momencie, gdy po treningu zaczął się odzywać głód.. no cóż, technicznie z założenia każdy z nas jest na diecie. Dieta – z greki to sposób odżywiania, więc każdy ma jakiś swój mniej lub bardziej określony sposób…

Natomiast na pewno nikt nie ma wątpliwości co do tego, że w odżywianiu nie chodzi o to, żeby tylko nakarmić wygłodniałe ciało, czy „zapchać” się czymkolwiek. Popularność „zdrowego stylu życia” ciągle rośnie, a wraz z nią wątpliwości co do tego, co tak naprawdę jest zdrowe.

Skupmy się jednak na tym, czy rzeczywiście warto być na diecie w klasycznym tego słowa znaczeniu, czyli formułując to pytanie nieco inaczej:

„czy warto stosować ściśle określone zalecenia zgodnie z wytycznymi narzuconymi nam przez kogoś, kto umyślnie (najczęściej w celu redukcji wagi) wyeliminował z jadłospisu określoną grupę produktów?”

Idąc tym tropem możemy przyjąć dwie strategie:

  1. Strategia „naukowa”  – Po przeprowadzeniu badań krwi oraz określeniu predyspozycji i potencjalnych przeciwwskazań na pewne grupy żywieniowe – zostaje przygotowana dla nas grupa produktów, które z pewnością na tym etapie naszego życia są dla nas wskazane, z jednoczesnym wykluczeniem innych rodzajów żywności
  2. Strategia „stosuję dietę X, bo mi koleżanka powiedziała, że to dobre” – bez głębszego zastanowienia, zgodnie z zaleceniami „mądrzejszej” koleżanki, która wygląda na taką, co wie co robi i dodatkowo trenuje już od 3 lat, „zaczynam dietę Iksińskiej, bo w końcu skoro inna koleżanka Gosia schudła na niej 10kg w 5 tygodni, a w kółko się o tym trąbi w internecie, to ja też osiągnę rewelacyjne rezultaty!”

Z doświadczenia wiemy, że pierwsza strategia jest znacznie rzadziej stosowana, a druga praktycznie powszechnie… czy to dobrze? Nie będziemy tutaj analizować metody numer 2, bo jednoznacznie twierdzimy, że to bezsensowne podejście i może prowadzić do efektów całkowicie odmiennych od zamierzonych. Nigdy nie polecamy stosowania tej metody.

Jak więc wygląda odpowiedź na nasze początkowe pytanie – CZY WARTO BYĆ NA DIECIE? – brzmi ona: TAK – jeżeli idziemy drogą numer 1, a wręcz KATEGORYCZNIE NIE – jeśli wybieramy ścieżkę numer 2.

Świetnie, co?

A co jeśli wybraliśmy drogę numer 1, jednak po kilku tygodniach dochodzimy do wniosku, że przecież czujemy się znakomicie, a nasz „nadbagaż” zmalał już do rozmiarów walizki pokładowej… więc chyba wszystko jest ok i możemy jeść co tylko się nam podoba?

Tu kłania się przede wszystkim celowość całego procesu. Jeżeli z założenia, od początku tylko i wyłącznie nastawiasz się na chwilową przemianę swojego organizmu, a tak naprawdę nie zależy Ci na tym, co według mnie jest najważniejsze, czyli zdrowiu, to zapomnij o stosowaniu jakichkolwiek diet. Nawet z najlepszym dietetykiem, czy jakimkolwiek specjalistą nigdzie nie zajdziesz (A nawet jeśli zajdziesz, to pewnie szybko wrócisz tam, skąd przyszłaś/przyszedłeś)… brzmi znajomo?

DLACZEGO TAK JEST – ZAPYTASZ?

To trochę tak jak w odwiecznym dylemacie co było pierwsze: jajko, czy kura?

Tak samo z naszą sylwetką. Czy możliwe jest dobrze wyglądać, czy stanie się to dopiero gdy zainteresujemy się zdrowiem na tyle, że nasz organizm będzie dostatecznie uwolniony od ciągłej walki z wszelkiego rodzaju śmieciami oraz dochodzeniem do siebie po nieprzespanych nocach i walce z nadmiarem stresu.. czy właśnie dopiero wówczas nasza sylwetka osiągnie upragniony kształt?

W tym przypadku nie mam wątpliwości, że zawsze ZDROWE ciało niejako „poprzedza” ciało wyglądające „ładnie”, tzn. musimy być na tyle zdrowi, żeby ciało zaczęło to odzwierciedlać poprzez oczekiwane przez nas zmiany w sylwetce.

Oczywiście, można napompować mięśnie, odessać tłuszcz i wstrzyknąć to i owo, jednak to takie czary-mary, które ma za zadanie oderwać uwagę widza od tego co ważne i istotne. Od zdrowia. Zdrowe ciało nie musi być niczym „napakowane”, jednak jest silne, odporne i wygląda po prostu dobrze (tutaj też każdy niestety ma inną definicję, ale to temat na osobny artykuł!).

Każda „dieta”, która wyklucza ważne składniki, których człowiek nie jest w stanie sam „wyprodukować”, będzie efektywnie prowadzić do niedoborów a w konsekwencji pogorszenia stanu zdrowia. I o dziwo nawet wówczas, gdy będziemy je „suplementować”. Dodatki wyprodukowane sztucznie nie zastępują bowiem substancji występujących naturalnie w identyczny sposób. Nasz organizm niestety je odróżnia.

W tym momencie odezwą się fani diet, które przecież według zaleceń guru X, czy specjalisty Y nie mają wad. Pokażą Ci setki badań naukowych z argumentami „za” stosowaniem tego, czy innego sposobu żywienia. Niestety nie pokażą Ci tych, które potwierdzą coś kompletnie przeciwnego. Ludzie Ci ślepo wolą wierzyć w tymczasowość efektów, które osiągają, a dodatkowo działają na zasadzie: skoro ja mam takie efekty, to każdy je mieć będzie. No niestety, to tak też nie działa.

Sorry, ale nie istnieje jeden, idealny sposób, który pasuje do każdego człowieka, a na domiar złego nie masz możliwości stwierdzić tego na sobie na zasadzie „wypróbowania” tych wszystkich sztucznie wymyślonych „złotych zasad”.

Moda, trendy, chwilowe rezultaty „niejedzenia” tego czy innego rodzaju produktów sprawia, że ludzie „kupują” naiwnie pewne schematy. Co cierpi w takim przypadku to ich zdrowie – i najczęściej jeszcze kieszeń. Często podwójnie, bo najpierw wydasz kasę na „super hiper produkty marki XYZ”, a potem drugi raz na leczenie, bądź doprowadzenie się do normy po miesiącach, czy latach spożywania czegoś, co z żywnością nie ma nic wspólnego. Tu osobna uwaga na shake’owych dietetyków – unikać jak ognia! Żadne proszkowe jedzenie nie jest w stanie zastąpić prawdziwej żywności!

Natomiast aby zapewnić sobie właściwą ilość składników odżywczych, powinniśmy wiedzieć czego w naszym organizmie brakuje. Skąd mamy to wiedzieć?

Kiedyś nasze ciało było znacznie bardziej wyczulone na różnego rodzaju braki, niestety w dzisiejszych czasach ilość bodźców oraz substancji, które sprawiają, że nasze receptory są niejako „głuche” na te ciche sygnały naszych układów kontrolnych.

Co w takim razie pozostaje zrobić?

Badać krew. No i oczywiście analizować te wyniki.

Jak? Po pierwsze poprzez specjalistę od odżywiania, który na podstawie wywiadu wybierze te panele, które powinniśmy zbadać.

Ile czasu poświęci na Twoje wyniki lekarz? 20 sekund? Minutę jak dobrze pójdzie.

Czy chcesz usłyszeć po raz kolejny, że „wszystko w normie, proszę się nie martwić”, a po 5 latach dowiedzieć się chorobie, o której początkach możliwe, że nie poinformował Cię Pan doktor, bo przecież wszystko mieściło się „w normie”.

Czy może wolisz, aby specjalista, któremu naprawdę zależy na Twoim zdrowiu zajrzał w Twoje wyniki i poświęcił na ich analizę solidną godzinę?

A może gdy coś zacznie Ci doskwierać albo zauważysz gromadzącą się oponkę, zdecydujesz się wypróbować „kolejną dietę cud”…

Wybierz mądrze.

W Box74 jesteśmy w stanie pomóc Ci w tym wyborze. Oferujemy pełną pomoc w zakresie odżywiania – od wstępnego wywiadu, przez analizę Twoich wyników, po odpowiednie dopasowanie zestawu pokarmów oraz stworzenie strategii zdrowego stylu życia, która nie ogranicza się do kartki z rozpiską żywieniową, ale mnóstwa podpowiedzi na temat tego jak, kiedy i co robić, aby wrócić do pełni zdrowia.

Odezwij się – 74 660 6600 – a zobaczysz, że nie będzie Ci potrzebna żadna krótkotrwała dieta. Po kilku miesiącach zrozumiesz dlaczego zdrowy sposób odżywiania jest zdrowy, gdy zaakceptujesz go na stałe, a nie tylko jako „dietę”.

Swoją drogą nie lubię tego słowa.

Smacznego dnia!

Łukasz

czy warto być na diecie

Podobne wpisy