Rozpoczęcie nowej drogi w życiu jest często naprawdę bardzo trudne. To jest historia kogoś, kto chciał zacząć żyć zdrowiej i dłużej, lepiej. „Michał” to jego pseudonim i jako, że nie lubi on publikowania o sobie na łamach internetu, czy nawet mówienia o sobie, to uszanujemy jego prywatność. Jeżeli przegapiłeś część pierwszą, znajdziesz ją tutaj.
O czym ja do cholery wtedy pomyślałem? Otrzymałem tą książkę na temat diety pocztą. Na okładce jest kilku napakowanych kolesi. I laska w bikini – no wiesz, ta sama okładka, co każda wiele innych książek o diecie. Ona trzyma w ręku jabłko. Nienawidzę jabłek. Mężczyźni nie „przechodzą na dietę”. Moja mama jest na diecie. Nie wiem nawet jak zachować świeżość sałatek, które mam zabierać do pracy. Domyślam się, że gdzieś w biurze z tyłu jest lodówka, ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś z niej korzystał. Właściwie to zostawiłem tę książkę w samochodzie, ponieważ nie wiem nawet, jak wytłumaczyć jej obecność w moim życiu mojej żonie. Wiem, że otrzymałbym od niej wsparcie, ale po prostu nie chcę, żeby była zbyt podekscytowana moją chęcią zmian. Wiesz o co mi chodzi? Mógłbym po prostu wyrzucić tą książkę i zapisać się na siłownię. Przynajmniej to będzie mi łatwiej jej wyjaśnić. Mogę też jej powiedzieć: „Tak, pamiętasz przecież, że kiedyś lubiłem chodzić na siłownię” zamiast mówić: „Chcę schudnąć, bo przecież wszyscy faceci, z którymi pracujesz są młodzi i sprawni”.  Nie mogę tego powiedzieć, nie ma mowy.  Zapisuję się na siłownię. Tak jest! To będzie taki sam układ jak kiedyś: znajdę najtańszy karnet, spróbuję przez miesiąc, a następnie zobaczę, czy korzystam z członkostwa. Powinienem był to zrobić, kiedy pracowałem w poprzedniej firmie, przynajmniej wtedy to oni płaciliby za moje członkostwo. Oczywiście z tego przecież wcale nic nie wyszło, tu nie chodzi po kasę…  a więc niby to dlaczego teraz miałoby się tak udać? Co ja będę tam robić, gdy po raz pierwszy dotrę na siłkę? Potrzebuję programu, który sprawi, że będę CHCIEĆ tam wracać. I prawdopodobnie potrzebuję jakiś spodenek. Moja żona kupi je za mnie. Ona się tym na pewno zajmie. Ostatnia przeszkoda: jak mam jej powiedzieć, że chcę to zrobić sam, bo nie będę w stanie znieść wstydu robiąc to wspólnie z nią?
Już wkrótce kolejna część! Zapisz się na newsletter na dole strony, aby otrzymać powiadomienie gdy tylko będzie ona dostępna.

Podobne wpisy