W zasadzie inspiracją do napisania tego tekstu były rozmowy z kilkoma konkretnymi osobami, ale jeśli jesteś jedną z nich, to proszę nie bierz tego materiału do siebie.. nie chodzi tylko o Ciebie! Ten wątek pojawia się coraz częściej, a z pewnością to tylko moje postrzeganie problemu się zmieniło, a sam temat jest stary jak świat…

No ale do rzeczy… Co chwila słyszę to zdanie: „Łukasz, nie mogę przyjść na trening, bo boli mnie _____________, chyba muszę zrobić przerwę, mój _________ (dowolna część ciała) nie daje rady”.

O MATKO BOSKA! No bo jak inaczej to podsumować? No może tzw. face-palm byłby bardziej na miejscu.

Nie ubliżając nikomu, ale wygląda to najczęściej tak:

  1. Coś zaczyna Cię boleć…
  2. Przez długi czas ignorujesz to, bo nasłuchałeś/-aś się, że „#NoPAIN, #NoGAIN” w wolnym tłumaczeniu, „jak boli, to znaczy, że rośnie” <– o zgrozo!
  3. Nadal ćwiczysz tak samo, to samo, bez informowania trenera o tym, że „coś jest nie tak”
  4. Pewnego pięknego dnia Twój zmęczony ciągłą walką organizm mowi „dość kur*a!”
  5. Nadal uczęszczasz na treningi, chociaż zaczynasz prosić swojego trenera o „wersje zastępcze”
  6. Boli, boli, boli… coraz bardziej boli.. ale oszukujesz się samego/samą, że przecież mniej (dobrze wiesz, że to nieprawda!)
  7. W końcu zaczynasz myśleć, że jednak to nie jest nic pozytywnego…
  8. Idziesz do lekarza (!!!) [trzy wykrzykniki to taki mały znak, że zaczyna mnie to jako autora przerażać! :P]
  9. Dostajesz „diagnozę”, która stwierdza, że (nic nie stwierdza), ale „musisz zrobić prześwietlenie” [na podstawie czego ?] albo brać ten i ten konkretny „lek” (bo przecież TO jest rozwiązanie problemu – ukryć go głębiej pod warstwą chemikaliów]
  10. Dodatkowo dostajesz od „lekarza” (dlaczego w cudzysłowie? nosz kur*a, dlaczego dlaczego?) zakaz ćwiczeń (auuuuuuuuuuuuuuuuuu!) i łykasz bez większych skutków te piękne pastylki.. przecież to LEKARZ zapisał.. [nadal nie wykrywasz sarkazmu?]
  11. Idziesz na prześwietlenie (nie do końca nadal wiadomo dlaczego i po co), dalej łykając tabletki, które swoje kosztują [i niszczą Ci układ pokarmowy i odpornościowy]
  12. Okazuje się, że masz „to coś, co lekarz podejrzewał”, ale nadal trzeba brać nasze „smakołyki”
  13. Tną Ci coś, czego w zasadzie w wielu przypadkach nie trzeba ciąć i dają kolejne „drażetki” a w gorszym przypadku nawet i zastrzyki!
  14. Sytuacja niby się poprawia, bo nie boli (w końcu nie ćwiczysz i łykasz tonę substancji przeciwbólowych, to dlaczego ma boleć, jeśli obciążenia na Twoim organizmie są dużo mniejsze), albo boli mniej, ale nadal nie możesz wykonywać w 100% tego, co byś chciał(a), czytaj TRENINGU, czy po prostu innych czynności życiowych!
  15. Przestajesz się ruszać i nabierasz dodatkowego ekwipunku w postaci X kg nadwagi, łykając swoje „pigułki”, bo TWÓJ lekarz tak kazał!
  16. W Twoim życiu brak ruchu, pojawia się za to więcej TV, siedzenia, możliwe, że piwkowania, itd, itp.
  17. Żeby nie bolało chodzisz na regularne masaże (czytaj mizianie), które uśmierza ból i sprawia Ci przyjemność, więc musi być pozytywne… jednak Twój/Twoja _________ (boląca część ciała), nadal daje Ci popalić już kolejnego dnia i nadal nie wiesz dlaczego…
  18. Pojawia się ból związany z brakiem ruchu – słaby kręgosłup, słabe wszystko, coraz słabszy układ odpornościowy katowany całą tą „lekomanią”.
  19. Idziesz ponownie na ćwiczenia, kompletnie nieprzygotowany i „domagasz się”, żeby nagle przestało boleć, ale na wszelki wypadek na zapas łykasz podwójną dawkę „sprawdzonych uśmierzaczy” bólu.
  20. Walczysz na śmierć i życie, powodując sobie jeszcze większy ból – w czasie treningu przecież wszystko jest super – adrenalina, dopamina działają, więc jest super!
  21. Nadal nie znasz przyczyny bólu, ale wiesz, że jak zapodasz Twoje „tabsy”, to na chwilę ból minie i gdzieś powoli przyzwyczaiłeś/aś się do tego cierpienia [ponoć uszlachetnia – albo „w końcu jestem już w takim wieku”]
  22. Znowu idziesz do lekarza, bo nie możesz już wytrzymać tej sytuacji…
  23. Przestajesz ćwiczyć, bierzesz kolejną porcję chemicznych środków, tzw. „leków”
  24. Koło się zamyka.

Czy znasz skądś ten scenariusz? Być może doświadczyłeś tego osobiście, a może ktoś z Twoich bliskich go właśnie przeżywa.. czy tak być musi? Otóż nie. Czy warto na chwilę się zastanowić nad tym? Wydaje mi się, że tak! Skąd to wiem? Ponieważ sam przechodziłem podobną drogę. Ten przykład na górze jest może znacznie przerysowany, choć uważam, że problem jest duży, bo chcąc pomagać innym, musimy zrozumieć, że często jest dużo lepsza droga. Nie mówię, że 100% przypadków nie kwalifikuje się do lekarza, ale nie powinin on być wg mnie pierwszym krokiem na drodze do rozwiązania kłopotów ruchowych. Szczególnie w erze, gdy pacjent otrzymuje zwyczajowo max. 5 minut uwagi lekarza ogólnego, który najczęściej nie ma pojęcia co dolega tej osobie. Nic dziwnego, że dla „świętego spokoju” i „wyrobienia normy” przepisuje coś przeciwbólowego i ma „spokój”. W jego mniemaniu.

Co zatem?

  1. Coś zaczyna Cię boleć…
  2. Pytasz trenera co to może być.
  3. Masz na uwadze, że trener, jeśli nie jest fizjoterapeutą, może pomóc tylko w pewnym stopniu zdiagnozować problem, ale traktujesz jego zalecenia z odpowiednią dawką dystansu i jeśli problem jest na tyle poważny, udajesz się do (najlepiej sprawdzonego przez trenera – jeśli do niego masz zaufanie) fizjoterapeuty.
  4. W międzyczasie i w oczekiwaniu na wizytę, próbujesz wykonać ćwiczenia rozciągające polecone przez trenera, któremu ufasz.
  5. Problem znika raz na zawsze lub…
  6. Problem znika, jednak po jakimś czasie wraca – zadajesz sobie pytanie: „czy wykonywałeś/-aś te ćwiczenia naprawdę regularnie i przyłożyłeś się do tego?” Come on, naprawdę myślisz, że rozciąganie się 1-2 w tygodniu po 10 minut pozwoli Ci rozwiązać coś, co sprawia ból od X tygodni/miesięcy, czy lat?
  7. Jeśli ból nadal jest obecny – idziesz do fizjoterapeuty.. najlepiej takiej osoby, która sama uprawia aktywnie sport i jest doświadczona w zawodzie. Trudno mówić o kompetencjach kogoś, kto ledwo ukończył studia, chociaż w mniej problematycznych przypadkach pomoc takiej osoby może być równie skuteczna! Jeśli potrzebujesz pomocy w znalezieniu odpowiedniego terapeuty, poproś o to swojego trenera!
  8. Udajesz się na wizytę, podczas której dowiadujesz się, że mięsień _______________ jest mocno spięty i powoduje złe ustawienie ___________, co kończy się tak, że boli Cię _________________.
  9. Podczas wizyty specjalista rozluźnia Ci _____________ i przestaje Cię boleć _______________.
  10. Dostajesz konkretną diagnozę i wiesz co powoduje Twój ból.
  11. Dostajesz zestaw ćwiczeń, które wykonujesz regularnie przez okres wskazany przez fizjo. Ewentualnie dostajesz informację na temat dalszych badań, które są wymagane do dalszego leczenia.
  12. Cały czas uczęszczasz na treningi, ale Twój trener wie co Ci dolega i wyposażony w te informacje może w odpowiedni sposób zmodyfikować Twój trening, tak aby poprawić ruchomość mięśni, które powodują ból.
  13. Jeśli ból wraca wiesz co go powoduje i możesz świadomie go ograniczyć lub wyeliminować, zastępując ćwiczenia, których odradzają zarówno trener, jak i fizjoterapeuta.
  14. Jeżeli okazuje się, że doszło do zniszczenia tkanek, zerwania czegokolwiek, czy innych bardziej skomplikowanych urazów, które wymagają interwencji lekarza, dopiero wówczas dostajesz do niego skierowanie. Wiesz jednak już na tym etapie co Ci dolega.

Czy ta druga procedura nie jest zdecydowanie lepsza? Oczywiście, nie każdy scenariusz da się przewidzieć w takim stopniu, jak tego dokonałem powyżej. Często od razu wiadomo, że musimy udać się do lekarza, ale nie daj się zwariować. Musisz zrozumieć, że Twoje zdrowie to priorytet i wizyta u fizjoterapeuty ma za zadanie przywrócić Ci je jak najszybciej, a dzięki temu, zamiast patrzeć na to przez pryzmat dodatkowych kosztów, jesteś w stanie praktycznie od razu wrócić do „normalnego” trybu życia, zamiast tygodniami cierpieć bez potrzeby. Wizyta u lekarza nie jest często konieczna jako pierwszy punkt kontaktu, a 5-minutowa rozmowa z lekarzem ogólnym tak naprawdę niewiele daje w porównaniu z 45-60 minutami z kimś, kto może pomóc często „od ręki”.

Przemyśl to kolejnym razem gdy coś Cię zacznie boleć. No i przede wszystkim podziel się tym ze swoim trenerem tak szybko, jak tylko się da, czyli przed kolejnym treningiem!

Pozdrawiam,
Łukasz

Podobne wpisy